pozew z mojego powództwa o o dszkodowanie za niedotrzymanie warunków umow 210 z 1997 roku
W kolejnych pismach zarząd spółdzielni domagał się ode mnie coraz to nowych dopłat i groził rozwiązaniem ze mną umowy. W tej sprawie rozmawiałem z panią prezes Ewą Zacharewicz. Niczego jednak nie wskórałem. Usłyszałem jedynie, iż mam do wyboru albo płacić pieniądze tak jak chce zarząd albo dochodzić słuszności w sądzie, gdy ktoś inny zamieszka w moim segmencie. Wobec bezprawnej groźby rozwiązania ze mną umowy zmuszony byłem wpłacić żądane pieniądze.
Kiedy spółdzielnia mieszkaniowa zakończyła budowę dosiedla Migdałowa I, a w tym również domu szeregowego, postanowiłem dochodzić swojego w sądzie. Wkład budowlany powinien wyjść 300 tys. zł. Szantażem zmuszono mnie do wpłacenia 400 tysięcy. Wytoczyłem spółdzielni proces, który po 9 latach wraz z apelacją i kasacją przegrałem z kretesem.
Zignorował mnie Rzecznik Praw Obywatelskich.
Europejski Trybunał Praw Człowieka po dwóch latach oczekiwania stwierdził, że moja skarga jest niedopuszczalna. Dlaczego – nie wyjaśnił.